Szczęśliwa ofiara losu ;-)

1. Skąd wziął się pomysł na bezmięsną restaurację?

Niektórzy nazywają to przypadkiem, inni przeznaczeniem, dla mnie to był po prostu zbieg okoliczności, który czasami nam się w życiu zdarza, ale nie zawsze jesteśmy chętni czy gotowi go wykorzystać. To, co wówczas uznawałam za przeciwności, obecnie oceniam jako zrządzenie losu. Dlatego to nie jest historia o kobiecie, która przez lata hoduje w sobie marzenie o własnej wegańskiej restauracji w małym miasteczku na południ Polski, ale ciągle brakuje jej odwagi, żeby zacząć. To jest opowieść o kobiecie, która w pewnym momencie swojego życia musiała znaleźć sposób na własną niezależność finansową i dzięki wielu zbiegom okoliczności, ten sposób ostatecznie odkryła.

Jednak zanim na mapie Skoczowa rozkwitła moja wegańska restauracja, ja sama byłam już weganką od 20 lat. Nigdy jednak propagowania weganizmu nie postrzegałam za swoją życiową misję, to był po prostu mój świadomy wybór żywieniowy. To, co mnie tak naprawdę interesowało, to poparte naukowo metody zdrowego odżywiania – weganizm oczywiście był fundamentem, ale nie celem moich działań.  Dlatego nie tylko kształciłam się w tym kierunku (studia na kierunku promocji zdrowia w łódzkiej Wyższej Szkole Edukacji Zdrowotnej), ale także aktywnie działałam na rzecz promocji zdrowia w różnych instytucjach (prowadziłam zajęcia z propagowania zdrowego żywienia w Klubie Zdrowia przy Domu Narodowym w Cieszynie i współpracowałam z Panią naczelnik wydziału promocji zdrowia w Cieszenie).

W opisywanym zwrotnym momencie mojego życia – wiedziałam, że muszę znaleźć swój sposób na niezależność finansową, czym chciałam się zajmować, ale nie wiedziałam jak zacząć? Najtrudniejsze na tym etapie było to, że nie miałam pomysłu na siebie, więc nie mogłam mieć także żadnej sensownej wizji biznesowej. Brakowało mi również doświadczenia – nigdy nie prowadziłam własnej firmy, od dłuższego czasu nie pracowałam zawodowo, przez kilka lat moim etatem było kształcenie się i wychowywanie 3 synów. I wtedy właśnie pomógł mi zbieg okoliczności.

2. Czy chciałaby Pani opowiedzieć o tym trochę więcej?

Już rok przed podjęciem się wyzwania, moje myśli krążyły gdzieś wokół własnej działalności gospodarczej. Właśnie skończyłam studia; wiedziałam, że to jest mój życiowy kierunek. Wtedy też poznałam pana Mariana Bronowskiego, z którym odbyłam ciekawą rozmowę o własnym biznesie, zwieńczoną kuszącą propozycją wynajmu lokalu na sklep ze zdrową żywnością. To jednak nie był jeszcze ten moment – brakowało mi odwagi, wystarczającej determinacji, czasu i wiedzy. Jednak rok później byłam oczywiście w innym miejscu, chociaż nadal nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. I wtedy znalazłam informację w „Głosie Ziemi cieszyńskiej” na temat kursu dla osób zainteresowanych prowadzeniem działalności. Niewiele myśląc, postanowiłam zaaplikować – i chociaż okoliczności nie bardzo mi sprzyjały: między innymi nie kwalifikowałam się do kursu ze względu na miejsce zamieszkania, a samą informację znalazłam na tyle późno, że kurs zdążył się już rozpocząć – to jednak zdeterminowana, ostatecznie dopięłam swego (w tym miejscu muszę podziękować mojej przyjaciółce, która zgodziła się mnie zameldować pod swoim adresem, bez Ciebie dzisiejszej Iwony-restauratorki by nie było).

Na kurs zapisało się 30 osób, ale na zajęcia uczęszczały tylko 2: koleżanka, konkretna i zorientowana jaką działalność chce prowadzić i ja, ciągle borykająca się z niepewnością: czy naprawdę poradzę sobie z własnym biznesem? Dzięki temu, że na kursie byłyśmy tylko we dwie, dostałyśmy mnóstwo przestrzeni do rozwijania własnych projektów. Nie wiem, co zdecydowało o tym, że prowadzącą pochłonął mój pomysł i dała mi tyle swobody na zajęciach – być może chodziło o pasję, z jaką opowiadałam o zdrowym żywieniu, a może jednak sklep ze zdrową żywnością w tamtym okresie, w tak małej miejscowości, wydawał jej się na tyle niewiarygodną koncepcją, że lubiła słuchać o tym pomyśle nie z tej Ziemi. 😉

A więc na początku w planach był sklep. Sklep stał się restauracją dopiero pewnego wyjątkowo ekscytującego dnia, kiedy spóźniłam się na zajęcia. Tamtego dnia na drodze do ZDZ stanęła mi degustacja kuchni vege, którą przygotowałam na konferencję związaną z promocją zdrowia. Prowadzącą była prof. n. med. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska, wtedy przewodnicząca Promocji Zdrowia i Zdrowego Żywienia w Polsce – moja guru. Kiedy biegłam na spotkanie spóźniona, drogę zastąpił mi wspominany wcześniej pan Bronowski, właściciel budynku ZDZ. Ten urodzony biznesmen chciał mnie zachęcić do założenia restauracji wegetariańskiej w remontowanym przez siebie pomieszczeniu. Na podjęcie decyzji zostawił mi tylko tydzień.

Proszę sobie wyobrazić, jak wyglądał ten dzień – trzymał tak bardzo w napięciu, jak najlepsze kino akcji! Moja własna degustacja kuchni vege, na której gościem honorowym była moja mentorka. W końcu szaleńcza pogoń za czasem, który uciekał i nie ostatecznie nie dał się złapać – jestem spóźniona! I w końcu ten kompletnie niespodziewany zwrot akcji – sklep miałby stać się restauracją?

Kiedy dotarłam w końcu zziajana na zajęcia, od progu rzuciłam – Eureka! Otworzę wegetariańską restaurację! Nie mam wprawdzie zielonego pojęcia jak się do tego zabrać, ale przecież od tego mam szkolenie!

Kiedy znalazł się pomysł, znalazła się również determinacja. Na zajęciach z księgowości zaproponowałam prowadzącemu, że zostanie moim księgowym. Do dziś pamiętam jego reakcję – uradowany oznajmił, że prędzej mu kaktus na dłoni wyrośnie, niż ja założę tę restaurację!

Kaktus, na szczęście, nie musiał wyrastać na dłoni księgowego, bo już kilka miesięcy później w Skoczowie wyrosła vege restauracja.

I tak to się zaczęło.

3. Czy miała Pani miała obawy przed założeniem bezmięsnej knajpki w tak małej miejscowości?  

W ogóle nie myślałam o tym, czy to się uda; był to, prawdę powiedziawszy, bardzo naiwny plan. Ale na początku jest tyle spraw do załatwienia, że kompletnie nie miałam czasu na głębsze analizy. Wszystko się działo w takim tempie, że nawet nie byłam w stanie skorzystać z dotacji na otwarcie działalności. Już po 3 miesiącach od spotkania z panem Bronowskim, zostałam właścicielką vege restauracji.

Oczywiście nie obyło się bez wpadek. Szybciutko zorientowałam się, że słowo marketing to ja znam, ale nie umiem go używać w praktyce. 😉 Na ulotkach roznoszonych w ramach promocji nowo powstałej restauracji zrobiłam błąd w numerze telefonu. Więc na drugi dzień po otwarciu, nikt nie zadzwonił.☹ Wtedy pojawiły się obawy; a może Skoczów nie jest jeszcze gotowy na moje kuchenne rewolucje? A jednak kiedy zaczęliśmy roznosić poprawione ulotki, zamówienia zaczęły spływać. W reklamie restauracji pomogły mi także różne zajęcia ze zdrowego żywienia, które sama organizowałam lub współorganizowałam: Klub Zdrowia w Skoczowie, szkoły gotowania, wykłady w szkołach czy przedszkolach, kiermasz podczas Dni Skoczowa i moja wcześniejsza charytatywna praca z wydziałem promocji zdrowia w Cieszynie. To dziesiątki, a pewnie i setki przygotowywanych degustacji i uczestnictwo w konferencjach o szerokiej tematyce zdrowotnej. Ostatecznie obawy okazały się nieprawdziwe, a Skoczów był gotowy na mnie – co udowadnia już od 12 lat.

 4. Co skłoniło Panią do wegetarianizmu/weganizmu, jak długo jest Pani weganką/wegetarianką?

Zostałam wegetarianką, bo namówił mnie do tego mój mąż. Jednak jako przyszła mama, postanowiłam wpierw się dowiedzieć, czy to bezpieczne dla dzieci. Proszę zrozumieć, 30 lat temu środowisko nie było przyjazne dla tego sposobu odżywiania. Kupiłam więc książkę Marii Grodeckiej „Wszystko o wegetarianizmie” – jej inny tytuł to „Zmierzch świadomości łowcy” – która sprawiła, że zrozumiałam, dlaczego wegetarianizm będzie moim wyborem.

Drugim powodem było wstąpienie do kościoła adwentystów. Być może wielu czytelników nie od razu dostrzega związek między oboma wydarzeniami, ale Biblia naprawdę wiele miejsca poświęca naszej trosce o zdrowie, a adwentyści mocno opierają swój sty życia na Słowie Bożym.

Kończąc studia magisterskie dowiedziałam się, że ówczesny minister zdrowia i opieki społecznej Kanady, twórca promocji zdrowia i zdrowego stylu życia – Marc Lalonde  – publikując swoją pracę „A New Perspective on the Health of Canadians”, korzystał z wyników długoletnich badań (40 lat) prowadzonych i sponsorowanych przez rząd Kanady na adwentystach. Do tych badań w swoich publikacjach odnosiło się później wielu innych badaczy.

Na czym polega ten specyficzny styl życia? Krótko mówiąc jest taki, jak „Bóg przykazał” dosłownie, choć jest to przenośnia. Dla adwentystów zdrowie duchowe jest tak samo ważne jak zdrowie fizyczne, psychiczne czy społeczne, a zdrowe żywienie jest dla nas elementem zdrowia duchowego.

Ja sama od lat żyję wedle tych zasad i mogę potwierdzić, że bardzo pozytywnie wpłynął na moje zdrowie. Mało tego, czytając książkę Szymona Hołowni „Boskie zwierzęta”, dowiedziałam się o Certyfikowanym Kursie Żywienia Roślinnego. Kurs jest prowadzony na Uniwersytecie Cornella w stanie Nowy Jork w Centrum Badań Żywieniowych, które założył i prowadzi dr T. Colin Campbell. Korzystając z sytuacji jaką spowodował covid, tj. że mieliśmy więcej czasu wolnego, i dzięki wsparciu ze środków Krajowego Funduszu Szkoleniowego, ukończyłam to szkolenie, zdobywając certyfikat Kursu Żywienia Roślinnego na Uniwersytecie Cornella. Zajęcia prowadziło ponad 20 wybitnych ekspertów zdrowia i lekarzy. A badania dr Cambella, tzw. Badania chińskie, które trwały 20 lat, jak i jego cała praca naukowa, udowodniły jednoznacznie, że dieta oparta na nieprzetworzonych produktach roślinnych, to dar dla człowieka. Unikanie alkoholu, papierosów i kawy oraz ruch to kolejne mądre wybory. Tryb życia adwentystów, którego ważną częścią jest odżywianie, wpływa zatem holistycznie na zachowanie zdrowia; daje także możliwość powrotu do zdrowia, o ile nie przekroczymy linii, zza której ten powrót już jest niemożliwy. Po ukończeniu szkolenia i zapoznaniu się z wynikami badań dr. Campella doszłam do wniosku, że restauracja to za mało. Tę wiedzę należy propagować, żeby dać ludziom, przyzwyczajonym do innego trybu życia, szansę na zdrowie. W ten sposób do mojej oferty dołączyły szkolenia, wykłady, Szkoła Gotowania wg Planu Campbella i żywienie przedszkolaków z Leśnego Przedszkola w Brennej – już w 2017 roku uzyskałam certyfikat edukatora żywieniowego, który uprawnia mnie do prowadzenia szkoleń i wprowadzania zmian w jadłospisach przedszkolnych.

Niewiarygodne, że wszystko zaczęło się prostych zbiegów okoliczności!

5. Czy w ostatnich czasach zauważyła Pani, że popularność opcji bezmięsnych rośnie?

Chyba wszyscy zauważamy ten trend. Zmienia się podejście do vege diety i do zdrowego odżywiania w ogóle. Może nas to zaskoczyć, ale aż 43% Polaków ogranicza spożycie mięsa (IQS,2019), a prawie co 10 osoba nie je go wcale (Panel Ariadna, 2019), zaś flekstarianizm – czyli świadome ograniczenie produktów mięsnych w diecie – kolejny rok z rzędu utrzymuje się na pozycji czołowego trendu w branży spożywczej. Według sondażu przeprowadzonego w maju 2019 roku przez panel Ariadna na zlecenie „RoślinnieJemy”, już 3 miliony Polaków i Polek to weganie i wegetarianie. I to dzięki nim istnieje moja restauracja! No, nie całkiem. Powodów, dla których coraz większa liczba osób w Polsce i na całym świecie coraz częściej sięga po roślinne alternatywy tradycyjnych produktów i dań jest wiele: od troski o swoje zdrowie i bliskich, przez chęć powstrzymania zmian klimatycznych, po czystą ciekawość.
Ludzie uzyskali też powszechny dostęp do zamienników mięsa i innych produktów odzwierzęcych, ponieważ roślinne produkty pojawiły się w sieciach takich jak Auchan, Carrefour, Kaufland, Lidl czy Biedronka, ale także w mniejszych sklepach. Oprócz tego powstają nowe roślinne firmy, a istniejące wprowadzają swoje roślinne produkty. Dlatego nawet jeżeli nie wszyscy mają zamiar przejść na dietę wegańską czy wegetariańską, to większość z ciekawości sięgnie po te produkty. Natomiast jeżeli mamy ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o trendach opcji bezmięsnych, to od pewnego czasu istnieje kampania grupy „RoślinnieJemy”. Grupę tę tworzy grono ekspertów, którzy zajmują się wsparciem w promocji nowych roślinnych dań i produktów pojawiających się w ofertach producentów i restauracji.

Czy to tylko moda? Nie. Ludzie są coraz bardziej świadomi tego co im służy, a co szkodzi. Dzięki powszechnemu dostępowi do Internetu mają okazję dotrzeć do badań, które potwierdzają pozytywny wpływ na ich zdrowie diety roślinnej. Dowiedzieli się również, że ludzie żyjący w krajach wysoko rozwiniętych, to najbardziej chore społeczeństwa ze względu na spożywanie dużej ilości mięsa i produktów przetworzonych, inaczej niż osoby z krajów trzeciego świata, dla których dieta roślinna i nieprzetworzone produkty są wprawdzie przede wszystkim wyborem ekonomicznym, ale pozytywnie wpływają na ich organizm. Dlatego uważam, że to nie jest moda, tylko trwała zmiana nawyków żywieniowych. Podejmowane są również wysiłki ze strony instytucji związanych z żywieniem we współpracy z wielkimi sieciami handlowymi, aby te nawyki utrwalić. Np. Lidl i Instytut Żywienia i Żywności w Polsce oraz Biedronka i Wydział Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie współpracują w propagowaniu zmian dietetycznych, polegających na zwiększeniu w naszym codziennym menu produktów roślinnych.

6. Jak zachęcać ludzi do diety wegetariańskiej?

Bardzo dobrą inicjatywę wprowadził Lidl – za zebranie stempelków lub naklejek, klient otrzymuje książkę z tradycyjnymi przepisami, tylko w zdrowszej wersji. Dzięki takim działaniom coraz więcej ludzi wie, co to jest tofu. Ja również postanowiłam zachęcić swoich klientów do tofu, więc stworzyłam twarożek z tofu i proszę sobie wyobrazić, moi klienci go pokochali! 😉Ta prosta zasada psychologiczna działa, ponieważ człowiek z natury boi się zmian – im bardziej radykalna jest rewolucja, tym większy wywołuje sprzeciw. Kiedy wprowadzamy zmiany stopniowo – pod znaną klientom nazwą oferujemy zdrowszy produkt – łatwiej jest im się do tego przekonać.

Podobnie zrobiła jedna z moich klientek, której bardzo zależało, aby nauczyć swojego chłopaka zdrowego odżywiania. Nie udało jej się go namówić do stołowania się w mojej restauracji, więc wymyśliła podstęp. Na imprezie zastawiła stół w większości jarskimi daniami, a na środku postawiła pudełeczko ze smalczykiem. Chłopak dziewczyny sięgnął od razu po smalec i z triumfem zakomunikował, że nie ma to jak porządna pajda chleba okraszona smalcem ze skwarkami. Jakież było jego zdziwienie, kiedy się okazało, że smalec jest vege, a to co wziął za skwarki, to prażona soja. Tym sposobem dał się przekonać do vege obiadów i bardzo długo razem korzystali z mojej oferty. Chłopak przy okazji zmiany nawyków żywieniowych zainteresował się zdrowym trybem życia; rzucił palenia, zaczął biegać, a jego pasją stały się biegi długodystansowe. I kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od vege smalczyku!

W życiu trzeba zatem próbować, ludziom potrzebne są zmiany, bo inaczej jest nierozsądnie. To co jest nam znane, jest po prostu nam znane, a wcale nie musi być zdrowe. Jako promotor zdrowia powiem, że zdrowie to kapitał i nie warto zostawiać go na jutro, bo jutro może rozczarować – o czym boleśnie się przekonujemy, kiedy jesteśmy zmuszeni walczyć z chorobą. Jako restaurator powiem, że dieta warzywna jest nie tylko zdrowa i lekka, ale także smaczna. Thomas A. Edison kiedyś powiedział że: „Lekarz przyszłości nie będzie aplikował leków, lecz zwróci pacjenta na styl jego życia, zadba o dietę oraz wskaże przyczyny chorób i sposób jak im zapobiegać”. Zgadzam się z nim i myślę, że przyszłość jest roślinna.

7. Co Pani uważa o jakości produktów bezmięsnych w marketach?

Markety proponują żywność o różnym stopniu jakości i właściwie to od nas zależy, po jaki produkt sięgniemy. Jednak zdaję sobie sprawę, że ja mam sporą wiedzę na temat żywienia i mój wybór będzie inny niż przeciętnego konsumenta. Warto zatem sięgnąć do źródeł. Np. T. C. Campbell porusza to ważne zagadnienie w swojej trzeciej książce „Plan Campbella”, gdzie dzieli żywność na 3 główne kategorie: produkty zwierzęce, przetworzone produkty pochodzenia roślinnego i nieprzetworzone produkty roślinne. Grupę zwierzęcą od roślinnej łatwo odróżnić, problem może się pojawić przy identyfikacji diety roślinnej przetworzonej i nieprzetworzonej. Campbell proponuje zadać siebie jedno pytanie: Czy ten produkt jest podobny do tego, co można znaleźć na drzewie, krzaku czy w ziemi?

O produkcie nieprzetworzonym mówimy wtedy, kiedy podawany jest w całości – może być oczywiście zmielony, pokrojony czy zmiksowany, ale musi być, jak pisała 30 lat temu Grodecka, całością pokarmową. Weźmy za przykład mąkę pszenną i mąkę razową. Razowa mąka pszenna powstaje po zmieleniu całego ziarna pszenicy do łatwo przyswajalnej postaci, z której możesz zrobić np. zdrowe naleśniki. Natomiast biała mąka pszenna powstaje z ziarna wysoce przetworzonego. Zanim ziarno zostanie zmielone, pozbawia się je cennej osłonki, która zawiera w sobie większość substancji odżywczych i drogocenny dla nas błonnika. Dlatego biała mąka pszenna, podobnie zresztą jak mleka roślinne czy olej, nawet ten tłoczony na zimno, należy do kategorii produktów roślinnych przetworzonych. Do drugiej kategorii zaliczamy oliwki, orzechy, nasiona i mąkę razową.

Jakość produktów jest zatem wysoka i sprzyja zdrowiu, jeśli powstaje on z całości pokarmowych. Czy to zatem oznacza, że automatycznie przetworzone produkty roślinne nie są zdrowe? Z przymiotnikiem „zdrowy” jest jak z pozostałymi polskimi przymiotnikami – podlega stopniowaniu. Coś może być najzdrowsze, zdrowe, zdrowsze lub mniej zdrowe. Oczywiście, najzdrowsze, jak wskazują badania chińskie T. C. Campbella, są produkty roślinne nieprzetworzone. Im bardziej produkt jest odległy od tego, „co znajdziemy na drzewie, krzaku czy w ziemi”, tym mniej służy naszemu zdrowiu. Zaś o jedzeniu wysoce przetworzonym, pełnym przeróżnych dodatków (barwników, polepszaczy smaku, emulgatorów, zagęstników, stabilizatorów, konserwantów), należy myśleć jako o „nieżywności”. Naprawdę zatem nie ma sensu się spierać o to, czy parówki jednej firmy są jakościowo lepsze od tych drugiej – bowiem w mojej opinii, parówki każdej marki należą do kategorii „nieżywności”.

W procesie odchodzenia od kuchni odzwierzęcej można zacząć bardzo delikatnie, wybierając w marketach te produkty, które bardziej znamy – zdrowsze niż produkty mięsne. A kiedy nasz smak się już nieco dostosuje do diety roślinnej, warto pójść dalej i stawiać tylko na produkty roślinne nieprzetworzone. Ja sobie zdaję sprawę, że ten proces nie jest łatwy, dlatego w menu mojej restauracji można znaleźć coś dla każdego – osób na początku zmiany nawyków i zaawansowanych vege smakoszy.

Osoby zainteresowane tym tematem zachęcam też udziału w organizowanych przeze mnie szkoleniach i wykładach, na których w formie zabawy odkrywamy całkiem nowe paradygmaty żywieniowe.

8. Jeśli jest coś jeszcze, czym chciałaby się Pani z nami podzielić, to bardzo proszę!

Jest takie powiedzenie, że człowiek potrzebuje czterech przyjaciół, żeby stać na ziemi stabilnie, jak krzesło na swoich czterech nogach. Zgadzam się z tym, jednak uważam, że najważniejszą relacją, jaką powinniśmy w życiu zbudować, jest przyjaźń z samym sobą i naszym ciałem. To dla mnie punkt wyjścia do dobrostanu psychosomatycznego. Niestety w tym temacie mamy wiele do nadrobienie. Za rzadko pytamy siebie, co jest zdrowe dla mojego serca, żołądka, mózgu, dla mojej wątroby, skóry, dla moich zębów, oczu czy płuc? Czego potrzebują, co lubią, a co im szkodzi? Zdrowie to kapitał, często niedoceniany. Całe szczęście kultura masowa zaczęła „inwestować w zdrowie”, widać to chociażby w świecie celebrytów. W filmie „The Game Changers Arnold Schwarzeneger opowiada, jak pozytywnie wpływa na jego organizm dieta oparta na nieprzetworzonej diecie roślinnej. Ma 75 lat, a jego sprawność fizyczna i zdrowie są lepsze, niż wtedy, gdy jako młody chłopak uprawiał kulturystykę. Inny aktor i reżyser, 91 letni Clint Eastwood już od 20 lat stosuje tę samą dietę, i ciągle jest w formie fizycznej i psychicznej, dzięki której może nadal realizować swoje zawodowe pasje. Również coraz więcej sportowców wybiera nieprzetworzone produkty roślinne, jako właściwy sposób żywienia, aby móc realizować się w sporcie i odnosić sukcesy bez ubytku na zdrowiu. W filmie „Jedzenie ma znaczenie” były prezydent USA Bill Clinton opowiada o własnych doświadczeniach z walką z chorobą serca (przeszedł operację wszczepienia 5 bajpasów i otarł się o śmierć), i o tym, jak dieta roślinna pozwoliła mu odzyskać zdrowie i siły. To bardzo istotne, że osoby znane i lubiane promują zdrowy tryb życia i zmianę nawyków żywieniowych, ponieważ taki przekaz łatwiej dociera do odbiorców.

Mamy lata dwudzieste XXI wieku – sporo za nami błędnych doświadczeń z żywieniem; przyszedł też najwyższy czas przestać działać wbrew sobie. Każdy z nas każdego dnia mierzy się z tysiącem problemów do rozwiązania – potrzebuje siły i realnego wsparcia, przede wszystkim musimy umieć polegać na sobie. Nie jest to jednak możliwe, jeżeli nasz najbliższy przyjaciel, ciało, będzie za słaby.

Tak więc zadbajmy o naszego wewnętrznego przyjaciela!

A jeżeli komuś nadal nie smakuje tofu, to zapraszam do mojej roślinnej restauracji na ul. Mickiewicza 18 do Skoczowa.😉

Campbell Icon